sobota, 7 listopada 2015

~Rozdział 11.

„Feel her breath on my face
Her body close to me
Can`t look in her eyes
She`s out of my league
Just a fool to believe
I have anything she needs
She`s like the wind”



Klub Nocny Mystery, Paryż

` perspektywa Amy



- Mogłabyś sprawdzić jeszcze dwie loże po prawej? Eva pewnie spóźni się jak zwykle…- usłyszałam mijając Scotta w tylnich drzwiach, gdy wynosił na zewnątrz puste butelki po najróżniejszych alkoholach.

Odpowiedziałam mu jedynie skinięciem głowy, bo nie miałam innego wyjścia. Robota musiała być wykonana, niezależnie od tego ile rąk mieliśmy do pomocy. Scott miał rację, Eva zawsze przychodziła zaraz przed otwarciem klubu, jednak Petrova nigdy nie zwróciła jej choćby uwagi, że odwalamy za nią większość pracy. O tym kim dla Marthy jest Fitzpatrick krążą już od kilku lat. Jedni uważają, że to jej przyjaciółka z dawnych lat, inni że po prostu siostra. Obie wersje wydawały mi się bardzo nierealne ze względu na to, że kobiety prawie ze sobą nie rozmawiały. Moje rozmyślania zostały przerwane, ponieważ gdy minęłam barek by wykonać zadanie zlecone przez Scotta, prawie połamałam sobie nogi, potykając się o wielką damską torebkę, która należała do Evy.

- Kurwa mać, Fitzpatrick! Chcesz mnie zabić, czy któregoś z klientów?- wybuchałam podnosząc torebkę z ziemi i rzucając ją na bar.
- Nie zrobiłam tego specjalnie, wybacz.- usłyszałam jak zwykle opanowany głos Evy, która uśmiechnęła się do mnie i razem z powodem całego zamieszania zniknęła na tyłach klubu.
- Zabiję ją kiedyś. Przysięgam…- syknęłam odwracając się gwałtownie i wpadając na Marthę.
- Przymusowe wolne, Raiver. Weź swoje rzeczy, tamta dwójka poradzi sobie dziś w nocy bez Ciebie.
- To zwolnienie? – mruknęłam zakładając ręce na piersiach.
- Raczej zaproszenie. – brunetka uśmiechnęła się delikatnie i założyła mi włosy za ucho składając delikatny pocałunek na moim policzku. – Będę czekać w samochodzie.

Nie czekając aż kobieta zniknie na zewnątrz pobiegłam na zaplecze po swoje rzeczy, w biegu informując Scotta o tym, że będzie musiał poradzić sobie z Evą, co przyjął z niezbyt zadowoloną miną. Nie oszukujmy się –wszyscy pracownicy wiedzą, że go kręci, ale chyba najtrudniejsze dla chłopaka jest przyznanie się do tego faktu.
Kiedy byłam już gotowa, wyszłam na zewnątrz zostawiając pracę i problemy z nią związane w budynku za mną. Bez problemu odszukałam wzrokiem pojazd Marthy i wsiadłam na fotel pasażera, wciąż nie mając pojęcia co to wszystko oznacza. Od ich wspólnej… rozmowy, minął już dłuższy czas i praktycznie z udawaniem, że nic się nie stało przeszłyśmy do porządku dziennego. Bynajmniej.

- Powiesz mi gdzie mnie zabierasz? – zapytałam po dłuższej ciszy przerywanej jedynie szumem pracującego silnika.
- Sama jeszcze nie wiem, chyba tego nie przemyślałam… - przyznała wyraźnie rozluźniona.
- Ostatnio rzadko kiedy kontrolowałaś nas w klubie. Odpoczywałaś? – zapytałam zagryzając delikatnie dolną wargę.
- Pomagałam znajomym. – mruknęła wymijająco, a uśmiech zniknął z jej twarzy.

Nie wiedząc co na to odpowiedzieć utkwiłam wzrok w bocznej szybie skubiąc frędzle mojej skórzanej torebki. Mijałyśmy kolejne ulice, których nie znałam. W końcu przekroczyłyśmy granicę miasta, o czym poinformował nas znak. Oświetlone domy powoli znikały za nami. Mimo późnej pory, ruch na drodze był spory. Nie wiedziałam, gdzie właściwie jedziemy, ale przestało mi to przeszkadzać kiedy ukradkiem zerkając na Marthę dostrzegłam na jej ustach szeroki uśmiech. Widywałam go tylko czasami, niczym dalekiego wujka, który pojawiał się tylko w okresie świąt. W klubie Martha zazwyczaj przybierała formalną minę surowego szefa, a poza pracą widywałam ją zbyt rzadko by nacieszyć się takim widokiem.
Po około czterdziestu minutach Martha zjechała z głównej drogi, na kompletnie nieoświetloną, żwirową prowadzącą nie wiadomo gdzie. Dopiero po chwili zauważyłam na końcu drogi ledwo zauważalne światło wydobywające się z małego domku. Kiedy zielonooka zatrzymała się przed budynkiem, oblizałam delikatnie usta i bez jakiegokolwiek komentarza wysiadłam z samochodu. Chwilę później dołączyła do mnie Petrova kładąc dłoń na moim ramieniu.

- Witam w mojej samotni, a równocześnie jednonocnym turnusie odprężającym. – wyszeptała kobieta puszczając moje ramię i otwierając drzwi.

Bez słowa weszłam za nią rozglądając się z delikatną ciekawością. Domek był czysty i schludny, jednak wszystko w nim było bardzo stare. Tak jakby czas zatrzymał się dla tego miejsca. Podłoga skrzypiała cicho przy każdym kroku, a światło i ciepło dawał jedynie rozpalony ogień w kominku.

- Co wieczór przychodzi tu chłopak z sąsiedztwa. Opłaciłam go by rozpalał ogień i nagrzewał domek na wypadek gdybym przyjechała. Po trzech godzinach wraca i gasi palenisko, chyba że zobaczy mój samochód. Lubię, gdy jest tu tak.. przyjemnie ciepło. – przyznała szeptem, jakby dzieliła się ze mną swoją wielką tajemnicą.
- Tu jest… pięknie. – skomentowałam i usiadłam na krawędzi kanapy stojącej naprzeciwko kominka.
- Choć lubię być tu sama, chciałam się podzielić tym miejscem z Tobą.. Amy próbowałam poukładać sobie to co wydarzyło się ostatnio między nami i… nie potrafię zrobić tego sama. – szepnęła podchodząc bliżej.

Przez chwilę patrzyłam na ogień próbując znaleźć odpowiednie słowa, by wyrazić dokładnie to, co kłębiło mi się w głowie. Jednak czym dłużej trwała między nami ta cisza tym większy bałagan robił się w moich myślach. Jednym tchem wyszeptałam więc to co chciałam już dawno temu.

- Kocham Cię i wiem, że…- jednak nie dane mi było dokończyć, ponieważ kobieta popychając mnie delikatnie do tyłu sprawiła, że położyłam się na plecach, a ona siadając okrakiem na wysokości moich bioder pocałowała mnie namiętnie w usta.

Nagle w pomieszczeniu zrobiło nam się stanowczo za gorąco, więc wszystkie ubrania które miałyśmy na sobie znalazły się w różnych częściach pokoju zdejmowane pomiędzy długimi i słodkimi pocałunkami. Nie kontrolując sytuacji wylądowałyśmy na puchowym dywanie przed kominkiem i wszystko zmierzało w bardzo przyjemnym kierunku.
Wtedy usłyszałam dźwięki znanej piosenki, na znak której Martha szybko oderwała się ode mnie próbując znaleźć swój telefon. Chwilę później ubrana zostawiała mi klucze od domu i pieniądze na taksówkę, bym sama mogła wrócić do domu nad ranem.
Zostałam sama pośrodku niczego dosłownie i w przenośni.


Centrum Paryża, bar

` perspektywa Alexandra


Było grubo po północy, a kolejny kieliszek alkoholu został dopisany do mojego rachunku. W kącie grał jakiś grajek, który szczerze mówiąc nie dorastał mi do pięt, a jednak on tu zarabiał, a ja tworzyłem kolejny idiotyczny dług. Większości podsłuchanych rozmów zirytowała mnie jeszcze bardziej ze względu na fakt, że nic z nich nie rozumiałem. Nieumiejętność języka coraz bardziej mi doskwierała, nawet po pijanemu.
Kiedy zamierzałem się już zbierać do pokoju hotelowego usłyszałem delikatny, kobiecy głos, tuż obok siebie. Należał on do szczupłej blondynki, która zajęła krzesło obok mnie. Zamówiła tequilę i gdy skończyła krótką, francuską pogawędkę z barmanem spojrzała w moją stronę widocznie wyczuwając na sobie mój wzrok.

- Znamy się? – zapytała nachylając się do mojego ucha i ignorując fakt, że nie byłem już trzeźwy, co było po mnie widać.
- Nie i to jeden z moich wielkich życiowych błędów, jestem Alex. – odpowiedziałem jej, nie zmniejszając odległości między nami.
- Veronica, bardzo mi.. miło – wyszeptała i oblizała usta z delikatnym błyskiem w oku, który nie umknął mojej uwadze.


Już po chwili podjęliśmy decyzję o wspólnym wyjściu z baru. Kobieta była piękna, a ja nie potrzebowałem tej nocy zbyt wiele do szczęścia. Być może dlatego pozwoliłem jej wejść do swojego życia, ale bardziej wiarygodnym wytłumaczeniem był fakt, że byłem kurewsko samotny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz