„Feel her breath on my face
Her body close to me
Can`t look in her eyes
Her body close to me
Can`t look in her eyes
She`s out of my league
Just a fool to believe
I have anything she needs
She`s like the wind”
Klub Nocny Mystery, Paryż
` perspektywa Amy
- Mogłabyś sprawdzić jeszcze dwie loże po
prawej? Eva pewnie spóźni się jak zwykle…- usłyszałam mijając Scotta w tylnich
drzwiach, gdy wynosił na zewnątrz puste butelki po najróżniejszych alkoholach.
Odpowiedziałam
mu jedynie skinięciem głowy, bo nie miałam innego wyjścia. Robota musiała być
wykonana, niezależnie od tego ile rąk mieliśmy do pomocy. Scott miał rację, Eva
zawsze przychodziła zaraz przed otwarciem klubu, jednak Petrova nigdy nie
zwróciła jej choćby uwagi, że odwalamy za nią większość pracy. O tym kim dla
Marthy jest Fitzpatrick krążą już od kilku lat. Jedni uważają, że to jej
przyjaciółka z dawnych lat, inni że po prostu siostra. Obie wersje wydawały mi
się bardzo nierealne ze względu na to, że kobiety prawie ze sobą nie
rozmawiały. Moje rozmyślania zostały przerwane, ponieważ gdy minęłam barek by
wykonać zadanie zlecone przez Scotta, prawie połamałam sobie nogi, potykając
się o wielką damską torebkę, która należała do Evy.
- Kurwa mać, Fitzpatrick! Chcesz mnie zabić,
czy któregoś z klientów?- wybuchałam podnosząc torebkę z ziemi i rzucając
ją na bar.
- Nie zrobiłam tego specjalnie, wybacz.-
usłyszałam jak zwykle opanowany głos Evy, która uśmiechnęła się do mnie i razem
z powodem całego zamieszania zniknęła na tyłach klubu.
- Zabiję ją kiedyś. Przysięgam…- syknęłam
odwracając się gwałtownie i wpadając na Marthę.
- Przymusowe wolne, Raiver. Weź swoje rzeczy,
tamta dwójka poradzi sobie dziś w nocy bez Ciebie.
- Raczej zaproszenie. – brunetka uśmiechnęła
się delikatnie i założyła mi włosy za ucho składając delikatny pocałunek na
moim policzku. – Będę czekać w
samochodzie.
Nie
czekając aż kobieta zniknie na zewnątrz pobiegłam na zaplecze po swoje rzeczy,
w biegu informując Scotta o tym, że będzie musiał poradzić sobie z Evą, co
przyjął z niezbyt zadowoloną miną. Nie oszukujmy się –wszyscy pracownicy
wiedzą, że go kręci, ale chyba najtrudniejsze dla chłopaka jest przyznanie się
do tego faktu.
Kiedy
byłam już gotowa, wyszłam na zewnątrz zostawiając pracę i problemy z nią
związane w budynku za mną. Bez problemu odszukałam wzrokiem pojazd Marthy i
wsiadłam na fotel pasażera, wciąż nie mając pojęcia co to wszystko oznacza. Od
ich wspólnej… rozmowy, minął już dłuższy czas i praktycznie z udawaniem, że nic
się nie stało przeszłyśmy do porządku dziennego. Bynajmniej.
- Powiesz mi gdzie mnie zabierasz? –
zapytałam po dłuższej ciszy przerywanej jedynie szumem pracującego silnika.
- Sama jeszcze nie wiem, chyba tego nie
przemyślałam… - przyznała wyraźnie rozluźniona.
- Ostatnio rzadko kiedy kontrolowałaś nas w
klubie. Odpoczywałaś? – zapytałam zagryzając delikatnie dolną wargę.
- Pomagałam znajomym. – mruknęła
wymijająco, a uśmiech zniknął z jej twarzy.
Nie
wiedząc co na to odpowiedzieć utkwiłam wzrok w bocznej szybie skubiąc frędzle
mojej skórzanej torebki. Mijałyśmy kolejne ulice, których nie znałam. W końcu
przekroczyłyśmy granicę miasta, o czym poinformował nas znak. Oświetlone domy
powoli znikały za nami. Mimo późnej pory, ruch na drodze był spory. Nie
wiedziałam, gdzie właściwie jedziemy, ale przestało mi to przeszkadzać kiedy
ukradkiem zerkając na Marthę dostrzegłam na jej ustach szeroki uśmiech.
Widywałam go tylko czasami, niczym dalekiego wujka, który pojawiał się tylko w
okresie świąt. W klubie Martha zazwyczaj przybierała formalną minę surowego
szefa, a poza pracą widywałam ją zbyt rzadko by nacieszyć się takim widokiem.
Po
około czterdziestu minutach Martha zjechała z głównej drogi, na kompletnie
nieoświetloną, żwirową prowadzącą nie wiadomo gdzie. Dopiero po chwili
zauważyłam na końcu drogi ledwo zauważalne światło wydobywające się z małego
domku. Kiedy zielonooka zatrzymała się przed budynkiem, oblizałam delikatnie
usta i bez jakiegokolwiek komentarza wysiadłam z samochodu. Chwilę później
dołączyła do mnie Petrova kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Witam w mojej samotni, a równocześnie jednonocnym
turnusie odprężającym. – wyszeptała kobieta puszczając moje ramię i
otwierając drzwi.
Bez
słowa weszłam za nią rozglądając się z delikatną ciekawością. Domek był czysty
i schludny, jednak wszystko w nim było bardzo stare. Tak jakby czas zatrzymał
się dla tego miejsca. Podłoga skrzypiała cicho przy każdym kroku, a światło i
ciepło dawał jedynie rozpalony ogień w kominku.
- Co wieczór przychodzi tu chłopak z
sąsiedztwa. Opłaciłam go by rozpalał ogień i nagrzewał domek na wypadek gdybym
przyjechała. Po trzech godzinach wraca i gasi palenisko, chyba że zobaczy mój
samochód. Lubię, gdy jest tu tak.. przyjemnie ciepło. – przyznała szeptem,
jakby dzieliła się ze mną swoją wielką tajemnicą.
- Tu jest… pięknie. – skomentowałam i
usiadłam na krawędzi kanapy stojącej naprzeciwko kominka.
- Choć lubię być tu sama, chciałam się podzielić
tym miejscem z Tobą.. Amy próbowałam poukładać sobie to co wydarzyło się
ostatnio między nami i… nie potrafię zrobić tego sama. – szepnęła podchodząc
bliżej.
Przez
chwilę patrzyłam na ogień próbując znaleźć odpowiednie słowa, by wyrazić
dokładnie to, co kłębiło mi się w głowie. Jednak czym dłużej trwała między nami
ta cisza tym większy bałagan robił się w moich myślach. Jednym tchem
wyszeptałam więc to co chciałam już dawno temu.
- Kocham Cię i wiem, że…- jednak nie dane
mi było dokończyć, ponieważ kobieta popychając mnie delikatnie do tyłu
sprawiła, że położyłam się na plecach, a ona siadając okrakiem na wysokości
moich bioder pocałowała mnie namiętnie w usta.
Nagle
w pomieszczeniu zrobiło nam się stanowczo za gorąco, więc wszystkie ubrania
które miałyśmy na sobie znalazły się w różnych częściach pokoju zdejmowane
pomiędzy długimi i słodkimi pocałunkami. Nie kontrolując sytuacji wylądowałyśmy
na puchowym dywanie przed kominkiem i wszystko zmierzało w bardzo przyjemnym
kierunku.
Wtedy
usłyszałam dźwięki znanej piosenki, na znak której Martha szybko oderwała się
ode mnie próbując znaleźć swój telefon. Chwilę później ubrana zostawiała mi
klucze od domu i pieniądze na taksówkę, bym sama mogła wrócić do domu nad
ranem.
Zostałam
sama pośrodku niczego dosłownie i w przenośni.
Centrum Paryża, bar
` perspektywa Alexandra
Było
grubo po północy, a kolejny kieliszek alkoholu został dopisany do mojego rachunku.
W kącie grał jakiś grajek, który szczerze mówiąc nie dorastał mi do pięt, a
jednak on tu zarabiał, a ja tworzyłem kolejny idiotyczny dług. Większości
podsłuchanych rozmów zirytowała mnie jeszcze bardziej ze względu na fakt, że
nic z nich nie rozumiałem. Nieumiejętność języka coraz bardziej mi doskwierała,
nawet po pijanemu.
Kiedy
zamierzałem się już zbierać do pokoju hotelowego usłyszałem delikatny, kobiecy
głos, tuż obok siebie. Należał on do szczupłej blondynki, która zajęła krzesło
obok mnie. Zamówiła tequilę i gdy skończyła krótką, francuską pogawędkę z barmanem
spojrzała w moją stronę widocznie wyczuwając na sobie mój wzrok.
- Znamy się? – zapytała nachylając się do
mojego ucha i ignorując fakt, że nie byłem już trzeźwy, co było po mnie widać.
- Nie i to jeden z moich wielkich życiowych
błędów, jestem Alex. – odpowiedziałem jej, nie zmniejszając odległości
między nami.
- Veronica, bardzo mi.. miło – wyszeptała
i oblizała usta z delikatnym błyskiem w oku, który nie umknął mojej uwadze.
Już
po chwili podjęliśmy decyzję o wspólnym wyjściu z baru. Kobieta była piękna, a
ja nie potrzebowałem tej nocy zbyt wiele do szczęścia. Być może dlatego pozwoliłem
jej wejść do swojego życia, ale bardziej wiarygodnym wytłumaczeniem był fakt,
że byłem kurewsko samotny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz