sobota, 10 października 2015

~Rozdział 7.

„Staring at the bottom of your glass

Hoping one day you’ll make a dream last

But dreams come slow and they go so fast”



Paryż, Montmartre- niedaleko Moulin Rogue, Klub Nocny Mystery

`perspektywa Marthy


Obserwując odjeżdżający samochód cofnęłam się o parę kroków, by nie zostać w samym centrum wielkiej chmury pyłu i piasku, który uniósł się w powietrzu jeszcze chwilę po zniknięciu z mojego pola widzenia pojazdu Styles`a. Mimowolnie zakasłałam i kręcąc głową wróciłam do środka starając się nie myśleć o tym co właśnie zrobiłam.
Weszłam do pierwszego lepszego pomieszczenia i osunęłam się po ścianie na ziemię. Pozwalając sobie by emocje, które we mnie siedziały wzięły nade mną górę. Po moich policzkach popłynęły wielkie jak groch łzy. Tarmosząc w dłoniach materiał koszuli, którą miałam na sobie wpatrywałam się w małą lampkę w rogu pokoju, która oświecała tylko fragment ściany i biurko, na którym stała.
Nie wiem ile czasu spędziłam w tym półmroku, ale za każdym razem gdy próbowałam wstać przekonywałam się, że walka z grawitacją czasami jest zbyt ciężka by ją wygrać. Na domiar złego głowa pulsowała mi niemiłosiernie zwiastując wielogodzinną migrenę.

- Fantastycznie Petrova. – mruknęłam sama do siebie.


W tym samym momencie, jakby na złość drzwi otworzyły się zbyt gwałtownie uderzając mnie. Komentując to głośnym przekleństwem wstałam by pozbawić głowy sprawcę mojego bólu.


`perspektywa Amy


Po incydencie na tyłach Klubu nocna praca upłynęła mi zaskakująco szybko. Koło pierwszej odesłałam Alex`a do hotelu uspokajając go, że jestem tu bezpieczna. Małe kłamstwo. Przecież przyleciał tu na wakacje, a nie żeby pracować jako mój ochroniarz, powtarzałam sobie jak mantrę. Czy wierzyłam we własne bezpieczeństwo? Ani trochę.
Kiedy wyprosiliśmy już ostatnich klientów razem z Evą i Scottem, postanowiłam szybko przebrać się i wrócić do hotelu, nim mój nadopiekuńczy brat rozpocznie akcje ratunkową z powodu mojej zguby. Wybrałam ostatni pokój, ponieważ tam rzadko kiedy ktoś zaglądał,  więc prawdopodobieństwo, że jest obecnie pusty i wolny było ogromne. Zmęczona dopadłam do drzwi i otworzyłam je wpadając do środka. Słysząc przekleństwo jęknęłam cicho i upuszczając ubrania na podłogę zmrużyłam oczy by w ciemności rozpoznać, kto czaił się w ciemnościach.

- Przepraszam, nie sądziłam, że ktoś może tu być… - szepnęłam, gdy rozpoznałam Marthę, która również mnie rozpoznając starała się jak najszybciej zetrzeć z policzków rozmazany makijaż. – Poczekaj, pomogę.

Zaoferowałam się i wyjmując z tylnej kieszeni jeansów czystą chusteczkę otarłam jej policzki. Najpierw prawy, gdzie część tuszu do rzęs stworzyło linię widoczną z daleka na jej jasnej skórze, a następnie lewy, który był mniej ubrudzony. O dziwo kobieta nie zaprotestowała. Znałyśmy się już od wielu lat. Od chwili gdy jako szesnastolatka przekroczyłam próg Klubu, ledwo władając francuskim przygarnęła mnie pod swoje skrzydła i pozwoliła pracować tu co wakacje, a teraz już na stałe. Nie potrafię zliczyć w ilu sytuacjach mi pomogła. Mimo tego, że była o 6 lat starsza nie odczuwałam tej różnicy wieku w naszych kontaktach.
Mimo tej wieloletniej znajomości nie mogłam się pochwalić zbyt dużą wiedzą na jej temat. Gdy próbowałam wyciągać coś z niej w tych nielicznych chwilach, kiedy przychodziła do Klubu zaraz po zamknięciu i ledwo trzymała się na nogach, mówiła tylko, że nie może mnie w to wciągać, bo skończę jak ona. Jednak dziś wszystko się zmieniło i jeśli nawet nie chce, to jest zmuszona powiedzieć mi prawdę.

- Dziękuję, Amy…- usłyszałam uświadamiając sobie, że patrzę na kobietę w milczeniu od dłuższej chwili zatopiona we własnych myślach. – I przepraszam, chciałam Cię przed tym uchronić, ale nawet nie miałam pojęcia, że to i tak nic nie da.

Mówiąc to widziałam w oczach Marthy, że jest ze mną szczera. Od kiedy pamiętam potrafiłam przejrzeć ludzi na wylot, teraz było identycznie. Kobieta o kruczoczarnych włosach i zielonych oczach, teraz zaczerwienionych od łez patrzyła na mnie jakby z nadzieją, że zeszły wieczór był tylko złym snem.

- Musisz mi powiedzieć jaka jest cena tego wszystkiego… - szepnęłam instynktownie, chociaż nikt nie miał szans nas podsłuchać. Może to tylko ze względu na to poczucie, że o takich sprawach nie rozmawia się głośno.

- Po prostu wracam na stare śmieci. Pewnie rzadziej będę miała czas by kontrolować klub, dlatego będę potrzebowała Twojej pomocy. Zastąpisz mnie jako menager. Oczywiście pensja podwojona. – odpowiedziała wymigując się od odpowiedzi, której oczekiwałam.

- Wiesz, że nie o to pytałam. Martho, proszę..

- the undying soul, podejrzewam, że nic Ci to nie mówi. – zaczęła odwracając ode mnie wzrok – Te ciągłe napady w Klubie, mnóstwo nierozwiązanych przez policję spraw przestępstw w mieście. Zazwyczaj to ich.. nasza robota. Pierwotnie to Beth wraz ze Snejkiem próbowali mi pomóc, gdy uciekłam z Rosji. Jednak sidła mojego ojca były zbyt wielkie i potrzebowaliśmy więcej ludzi. Teraz jest nas kilkadziesiąt. Centralą kieruje Marine, bo Beth wycofała się z interesu. Wszystko stanęło na głowie, bo Nate uciekł, a Snejk zniknął, a dla Dave’a, cóż dla niego liczy się chyba tylko to żebyśmy przetrwali, bo organizacja, to wszystko co ma. To chyba tyle, a teraz wybacz, powinnam już iść. – wymawiając ostatnie słowa przecisnęła się obok mnie w stronę drzwi jakby chciała stąd uciec.

Choć niewiele z tego wszystkiego zrozumiałam, to jedno wiedziałam na pewno… Bałam się, lecz nie o siebie, a o nią. Nie pamiętam kiedy ostatnio bałam się o kogoś, to uczucie było mi zupełnie obce. Przez to, że miałam tylko Alexa, interesowałam się tylko jego bezpieczeństwem, które tak naprawdę nigdy nie było zagrożone. Uliczny grajek nie był wplątany w jakieś chore gierki ludzi z dostępem do broni i armią ludzi, którzy mogli na jedno skinienie zabić drugiego człowieka. To, że Martha mogła umrzeć było oczywiste, choć tego nie powiedziała, to widziałam jej własny strach, gdy wtajemniczała mnie w to cholerne bagno.
Kiedy kobieta zamknęła za sobą drzwi nabrałam nerwowo powietrze do płuc, jakbym nie mogła oddychać od dłuższego czasu. Wtedy poczułam gotującą się we mnie krew i otworzyłam gwałtownie drzwi wychodząc na korytarz i próbując dogonić ją.

Potem wszystko działo się szybko, zbyt szybko. Doganiając Marthę  w holu złapałam ją za nadgarstek i przyciągnęłam do siebie wpijając się w jej usta. Wykorzystując moment zaskoczenia przyparłam ją lekko do ściany robiąc coś, na co od zawsze miałam ochotę. Oprócz jej słodkich ust wspanialsze było tylko to, że nie protestowała.

1 komentarz:

  1. Lubię czytać twoje opowiadanie, jednak śmiało mogę stwierdzić, że w tym rozdziale jestem rozczarowany zakończeniem :C XD A tak poza tym DROBNYM elementem... Lubię jak piszesz. Podoba mi się strasznie i nie mogę się doczekać następnego rozdziału *.*

    OdpowiedzUsuń