„Staring at the bottom of your glass
Hoping one day you’ll make a dream last
But dreams come slow and they go so fast”
Paryż, Montmartre- niedaleko
Moulin Rogue, Klub Nocny Mystery
`perspektywa Marthy
Obserwując
odjeżdżający samochód cofnęłam się o parę kroków, by nie zostać w samym centrum
wielkiej chmury pyłu i piasku, który uniósł się w powietrzu jeszcze chwilę po
zniknięciu z mojego pola widzenia pojazdu Styles`a. Mimowolnie zakasłałam i
kręcąc głową wróciłam do środka starając się nie myśleć o tym co właśnie
zrobiłam.
Weszłam
do pierwszego lepszego pomieszczenia i osunęłam się po ścianie na ziemię.
Pozwalając sobie by emocje, które we mnie siedziały wzięły nade mną górę. Po
moich policzkach popłynęły wielkie jak groch łzy. Tarmosząc w dłoniach materiał
koszuli, którą miałam na sobie wpatrywałam się w małą lampkę w rogu pokoju,
która oświecała tylko fragment ściany i biurko, na którym stała.
Nie
wiem ile czasu spędziłam w tym półmroku, ale za każdym razem gdy próbowałam
wstać przekonywałam się, że walka z grawitacją czasami jest zbyt ciężka by ją
wygrać. Na domiar złego głowa pulsowała mi niemiłosiernie zwiastując
wielogodzinną migrenę.
W
tym samym momencie, jakby na złość drzwi otworzyły się zbyt gwałtownie
uderzając mnie. Komentując to głośnym przekleństwem wstałam by pozbawić głowy
sprawcę mojego bólu.
`perspektywa Amy
Po
incydencie na tyłach Klubu nocna praca upłynęła mi zaskakująco szybko. Koło
pierwszej odesłałam Alex`a do hotelu uspokajając go, że jestem tu bezpieczna.
Małe kłamstwo. Przecież przyleciał tu na wakacje, a nie żeby pracować jako mój
ochroniarz, powtarzałam sobie jak mantrę. Czy wierzyłam we własne
bezpieczeństwo? Ani trochę.
Kiedy
wyprosiliśmy już ostatnich klientów razem z Evą i Scottem, postanowiłam szybko
przebrać się i wrócić do hotelu, nim mój nadopiekuńczy brat rozpocznie akcje
ratunkową z powodu mojej zguby. Wybrałam ostatni pokój, ponieważ tam rzadko
kiedy ktoś zaglądał, więc
prawdopodobieństwo, że jest obecnie pusty i wolny było ogromne. Zmęczona
dopadłam do drzwi i otworzyłam je wpadając do środka. Słysząc przekleństwo
jęknęłam cicho i upuszczając ubrania na podłogę zmrużyłam oczy by w ciemności
rozpoznać, kto czaił się w ciemnościach.
- Przepraszam, nie sądziłam, że ktoś może tu
być… - szepnęłam, gdy rozpoznałam Marthę, która również mnie rozpoznając
starała się jak najszybciej zetrzeć z policzków rozmazany makijaż. – Poczekaj, pomogę.
Zaoferowałam
się i wyjmując z tylnej kieszeni jeansów czystą chusteczkę otarłam jej
policzki. Najpierw prawy, gdzie część tuszu do rzęs stworzyło linię widoczną z
daleka na jej jasnej skórze, a następnie lewy, który był mniej ubrudzony. O
dziwo kobieta nie zaprotestowała. Znałyśmy się już od wielu lat. Od chwili gdy
jako szesnastolatka przekroczyłam próg Klubu, ledwo władając francuskim
przygarnęła mnie pod swoje skrzydła i pozwoliła pracować tu co wakacje, a teraz
już na stałe. Nie potrafię zliczyć w ilu sytuacjach mi pomogła. Mimo tego, że
była o 6 lat starsza nie odczuwałam tej różnicy wieku w naszych kontaktach.
Mimo
tej wieloletniej znajomości nie mogłam się pochwalić zbyt dużą wiedzą na jej
temat. Gdy próbowałam wyciągać coś z niej w tych nielicznych chwilach, kiedy
przychodziła do Klubu zaraz po zamknięciu i ledwo trzymała się na nogach,
mówiła tylko, że nie może mnie w to wciągać, bo skończę jak ona. Jednak dziś
wszystko się zmieniło i jeśli nawet nie chce, to jest zmuszona powiedzieć mi
prawdę.
- Dziękuję, Amy…- usłyszałam uświadamiając
sobie, że patrzę na kobietę w milczeniu od dłuższej chwili zatopiona we
własnych myślach. – I przepraszam,
chciałam Cię przed tym uchronić, ale nawet nie miałam pojęcia, że to i tak nic
nie da.
Mówiąc
to widziałam w oczach Marthy, że jest ze mną szczera. Od kiedy pamiętam
potrafiłam przejrzeć ludzi na wylot, teraz było identycznie. Kobieta o
kruczoczarnych włosach i zielonych oczach, teraz zaczerwienionych od łez
patrzyła na mnie jakby z nadzieją, że zeszły wieczór był tylko złym snem.
- Musisz mi powiedzieć jaka jest cena tego
wszystkiego… - szepnęłam instynktownie, chociaż nikt nie miał szans nas
podsłuchać. Może to tylko ze względu na to poczucie, że o takich sprawach nie
rozmawia się głośno.
- Po prostu wracam na stare śmieci. Pewnie
rzadziej będę miała czas by kontrolować klub, dlatego będę potrzebowała Twojej
pomocy. Zastąpisz mnie jako menager. Oczywiście pensja podwojona. –
odpowiedziała wymigując się od odpowiedzi, której oczekiwałam.
- Wiesz, że nie o to pytałam. Martho, proszę..
- the undying soul, podejrzewam, że nic Ci to nie
mówi. – zaczęła odwracając ode mnie wzrok – Te ciągłe napady w Klubie, mnóstwo nierozwiązanych przez policję spraw
przestępstw w mieście. Zazwyczaj to ich.. nasza robota. Pierwotnie to Beth wraz
ze Snejkiem próbowali mi pomóc, gdy uciekłam z Rosji. Jednak sidła mojego ojca
były zbyt wielkie i potrzebowaliśmy więcej ludzi. Teraz jest nas kilkadziesiąt.
Centralą kieruje Marine, bo Beth wycofała się z interesu. Wszystko stanęło na
głowie, bo Nate uciekł, a Snejk zniknął, a dla Dave’a, cóż dla niego liczy się
chyba tylko to żebyśmy przetrwali, bo organizacja, to wszystko co ma. To chyba
tyle, a teraz wybacz, powinnam już iść. – wymawiając ostatnie słowa
przecisnęła się obok mnie w stronę drzwi jakby chciała stąd uciec.
Choć
niewiele z tego wszystkiego zrozumiałam, to jedno wiedziałam na pewno… Bałam
się, lecz nie o siebie, a o nią. Nie pamiętam kiedy ostatnio bałam się o kogoś,
to uczucie było mi zupełnie obce. Przez to, że miałam tylko Alexa,
interesowałam się tylko jego bezpieczeństwem, które tak naprawdę nigdy nie było
zagrożone. Uliczny grajek nie był wplątany w jakieś chore gierki ludzi z
dostępem do broni i armią ludzi, którzy mogli na jedno skinienie zabić drugiego
człowieka. To, że Martha mogła umrzeć było oczywiste, choć tego nie
powiedziała, to widziałam jej własny strach, gdy wtajemniczała mnie w to
cholerne bagno.
Kiedy
kobieta zamknęła za sobą drzwi nabrałam nerwowo powietrze do płuc, jakbym nie
mogła oddychać od dłuższego czasu. Wtedy poczułam gotującą się we mnie krew i
otworzyłam gwałtownie drzwi wychodząc na korytarz i próbując dogonić ją.
Potem
wszystko działo się szybko, zbyt szybko. Doganiając Marthę w holu złapałam ją za nadgarstek i
przyciągnęłam do siebie wpijając się w jej usta. Wykorzystując moment
zaskoczenia przyparłam ją lekko do ściany robiąc coś, na co od zawsze miałam
ochotę. Oprócz jej słodkich ust wspanialsze było tylko to, że nie protestowała.
Lubię czytać twoje opowiadanie, jednak śmiało mogę stwierdzić, że w tym rozdziale jestem rozczarowany zakończeniem :C XD A tak poza tym DROBNYM elementem... Lubię jak piszesz. Podoba mi się strasznie i nie mogę się doczekać następnego rozdziału *.*
OdpowiedzUsuń