poniedziałek, 30 grudnia 2013

~Rozdział 1.


` I'm friends with the monster that's under my bed
Get along with the voices inside of my head
You're trying to save me, stop holding your breath 

`Paryż, Montmartre- niedaleko Moulin Rouge, Klub Nocny Mystery

Stukot mojej ulubionej pary czerwonych szpilek odbijał się od ścian pustego lokalu, gdy przechodziłam przez jego środek. Rozejrzałam się z lekkim uśmiechem sondując każdy kąt. `Mystery wyglądało jak zawsze nad ranem, ostatni, ledwo utrzymujący się na nogach goście zostali wyproszeni przez pracowników. Oparłam się o bar i zagryzłam delikatnie dolną wargę swoich pełnych, malinowych ust.
Mój wzrok po chwili skrzyżował się ze spojrzeniem jednej z barmanek o imieniu Eva. Uśmiechnęłam się do niej cieplej, dziewczyna była jedną z tych, która mimo młodego wieku przeżyła zbyt wiele. O pracę dla niej poprosił jej przyjaciel Scott, który właśnie krzątał się za barem. Ekipa, która tu dla mnie pracowała nie trafiła tu z przypadku. Każde z nich skrywało jakąś historię, o której nawet nie śniło się bogatym paniusiom, które zwykłe odwiedzać to miejsce wieczorami.
Odrywając się od kłębiących się we mnie myśli obeszłam bar i nalałam sobie soku czując na sobie baczny wzrok mężczyzny, który stał w cieniu jednego z filarów. Od początku wiedziałam, że tu jest. Zawsze mnie odnajdywał, czy tego chciałam czy nie.
Naturalnym i swobodnym ruchem, uniosłam szklankę z napojem do ust i upiłam łyk. Szybko odłożyłam ją i szepnęłam do Scott’a, że będę na dachu. Porywając kluczyki od drzwi z haku na ścianie weszłam na schody wiedząc, że mężczyzna z cienia pójdzie za mną.
Zabawa w kotka i myszkę, pomyślałam sarkastycznie i westchnęłam cicho wsuwając klucz do zamka, który gładko wszedł i po chwili wyjście na dach było już otwarte. Nie obracając się za siebie wyszłam na zewnątrz, nie zdążyłam jednak dojść choćby do barierki, ponieważ silne dłonie oplotły mnie w pasie i obracając o sto osiemdziesiąt stopni przycisnęły do właściciela.
Zdążyłam jedynie przymknąć powieki, gdy poczułam napierające na moje wargi, spragnione i stęsknione usta narzeczonego. Uśmiechając się błogo przez namiętny pocałunek wplotłam palce w jego włosy i pociągnęłam za nie, jednocześnie walcząc z ukochanym o dominację. Iskry między nami, a powietrze, które zawsze, gdy on był w pobliżu stawało się cieplejsze o parę stopni tworzyło wokół nas jakby chmurę, przez którą rzeczywistość wydawała się tak odległa.
Dopiero po kilku minutach, albo i więcej.. oderwaliśmy się od siebie na kilka centymetrów, a nasze oddechy wciąż pozostawały nierówne. Oblizałam powoli usta widząc, że mnie obserwuje. Wciąż czułam na nich jego smak i z trudem wyszeptałam lekko rozbawiona, jak i zarumieniona.
- Ten wiatr cholernie zmierzwił Panu włosy. – zauważyłam z błyskiem w oku, choć nawet na dachu nie było ani śladu wiatru.
-  Popieprzony wiatr, Petrova.. – wymruczał unosząc dłoń do mojego policzka, po którym przejechał opuszkami palców lekko zahaczając o moje rozchylone wargi.
Nawet ten delikatny dotyk działał na mnie odurzająco, zadrżałam delikatnie, a mój oddech ponownie stał się nierówny. On widząc moją reakcję nachylił się do mojego ucha wciąż trzymając mnie w swych silnych ramionach.
- Nienawidzę, gdy jesteś daleko..  – przyznał bardzo cicho, a ja przymknęłam oczy i zaciągnęłam się jego zapachem, za którym zdążyłam się stęsknić.
- Następnym razem jadę z Tobą, Styles. – przypomniałam mu, mając przed oczami naszą wspólną podróż poślubną, którą zaplanowaliśmy.
On nic nie odpowiedział, ale czułam, że się uśmiecha. Delikatnie odsunęłam się i łapiąc go za ręce poprowadziłam do barierki. Spojrzałam na dobrze znany mi widok panoramy Paryża. Choć nigdy tego nie przyznawałam to każdy jego wyjazd kończył się moimi nieprzespanymi nocami. Czując jego rękę, która powędrowała na moje biodro i przyciągnęła do siebie z powrotem, uśmiechnęłam się z ulgą. Był tu, cały, zdrowy i tylko mój.
- Zapłacili? – zapytałam cicho nawiązując do celu jego wyjazdu. Od razu poczułam, że Nathan wyprostowuje się, a jego swawolny humor znika.
- Mark jest ranny, wiesz jacy oni są. Niedoświadczone dupki z bronią latający po Moskwie jak psy spuszczone ze smyczy. – wysyczał w emocji, lecz po chwili wziął głęboki oddech i dodał – Mam nadzieję, że widziałem ich ostatni raz w życiu.
- Nie denerwuj się.. – wyszeptałam i ujęłam jego policzki w dłonie, wiedząc, że równie dobrze zamiast Marka mógł to być on.
Delikatnie ucałowałam jego usta, z ulgą uzyskując w zapłacie jego uśmiech, który tak przecież kochałam.
- Dobrze, że już jesteś. Trudno było mi się skupić na przygotowaniach do ślubu, gdy nie wiedziałam, czy mój przyszły mąż w ogóle go dożyje.. – westchnęłam cicho i kręcąc głową odgoniłam złe myśli, znów wtuliłam się w niego czując, że jest wszystkim czego kiedykolwiek potrzebowałam.
Podobno wszystko co piękne szybko się kończy, tak też było i tym razem. Gdy tak staliśmy w ciszy wsłuchując się we wzajemne bicie serc usłyszeliśmy głośny trzask dochodzący ze środka klubu. Jęknęłam cicho czując, jak Nathan się odsuwa sycząc.
- Co to kurwa było.. – wzruszyłam ramionami i bez zastanowienia ruszyłam w stronę drzwi, jednak on miał co do tego inne zdanie – Zostajesz. To mogą być jego ludzie, muszę to sprawdzić, gdy wszystko będzie okej przyjdę po Ciebie. Zostań.. – dodał nieco łagodniej tracąc swój władczy ton.
Prychnęłam pod nosem, a on ucałował moje usta zaborczo. Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi obserwując jak wyjmuje zza paska broń, którą miał pod koszulą. Pokręciłam głową i zirytowana poszłam za nim. Równie dobrze mogło im coś upaść, a oni byli po prostu przewrażliwieni.
Powoli schodząc po schodach zaczęłam słyszeć coraz wyraźniejszą rozmowę męskich głosów, a właściwie kłótni. Przystanęłam opierając się o ścianę i zerkając w dół, by zobaczyć co się dzieje. Pierwsze co ujrzałam, to Evę, do jej głowy przyłożona była broń, która należała do mężczyzny stojącego za nią. Przez słabe, klubowe światło nie widziałam jego twarzy co przeszkadzało mi w rozpoznaniu.
- Zostaw ją, ona nie jest niczemu winna. Musiało Ci się pomylić. – mówił spokojnym głosem Nathan trzymając za plecami broń, która lekko połyskiwała.
- Petrova zapłaci za to co zrobiła, czy tego chce czy nie. – wysyczał mężczyzna, a ja skrzywiłam się czując, że skądś znam ten głos.
- Zapłacimy Ci o ile ją puścisz. Ile chcesz? – zapytał Nate coraz bardziej przybliżając się do mężczyzny.
- Nie chcę pieniędzy, chcę jej śmierci. – warknął mocniej przystawiając broń do skroni drżącej Evy, a to przecież mojej śmierci chciał.
Nie zdając sobie z tego sprawy zdążyłam zejść na dół, ale ponieważ mężczyźni patrzyli prosto na siebie dopiero po chwili Nathan mnie zauważył. Widząc co chcę zrobić, ubiegł mnie i rzucił się na mężczyznę, który uwolnił Eve, lecz broń Nathana upadła w szamotaninie. Syknęłam cicho i złapałam za nią. Wszystko działo się zbyt szybko by to kontrolować. Mężczyzna uzyskując przewagę nad Nate’m wycelował w niego broń, ja byłam szybsza. Oddałam jeden strzał, prosto w jego głowę. Wszyscy zamarli. Nastała nieprzerwana i ciążąca cisza. Mężczyzna był martwy, a ja cała drżąc wciąż ściskałam w rękach broń. Ukochany spojrzał na mnie mrużąc oczy, on tak jak wszyscy wokół nie wiedział co właśnie się wydarzyło. Wyplątał się jednak z leżącego na nim bezwładnego ciała i podszedł do mnie powoli szepcząc coś, co do mnie nie docierało. Był cały we krwi, krwi tego mężczyzny. W głowie szumiało mi jak nigdy. Znów to zrobiłam, zabiłam.
Nathan powoli wysunął broń z moich dłoni, wciąż szepcząc do mnie uspokajające słowa. W mgnieniu oka zaczęłam tracić grunt pod nogami. On złapał mnie bym nie upadła i przytulił do siebie. Ostatnie co usłyszałam to jego szept.
- Nic się nie stało, musiałaś to zrobić.. broniłaś się.


1 komentarz:

  1. Super :o
    Czekam na następny rozdział !
    ask.fm/mistycznaluiza2 :)
    Kc ♥

    OdpowiedzUsuń