wtorek, 8 kwietnia 2014

~Rozdział 4.

"In that moment was so hard for me to breathe
You just took away the biggest part of me.."


Opuszczony magazyn, obrzeża Paryża

`perspektywa Snejk`a


W życiu tak to już jest, że gdy robisz coś od dłuższego czasu, wkrada się rutyna, która usypia Twoją ostrożność. Na początku byłem zafascynowany akcjami, każdego dnia odbierałem od Marine wytyczne, a reszta należała już do mnie. Czasem wychodziliśmy większą grupą, wszystko zależało od naszego celu.

Dziś byłem tylko ja i pięciu mężczyzn, których imion nawet nie znałem. Wystarczył mi ich tatuaż `undying na karku by wiedzieć, że wykonają każde moje polecenie. Skąd oni się brali? Zazwyczaj byli to chłopcy wychowani w domu dziecka, którymi nikt nigdy się nie interesował. Zamiast pałętać się bez celu po ulicach zajmowaliśmy ich czas oferując im szkolenie. Byli najlepsi z najlepszych, nie wahali się, nie czuli. Porzuceni przez własną rodzinę nie bali się ryzyka. Adrenalina, którą czuli w żyłach była idealną zapłatą za cały ból i samotność z przeszłości.

Opierając się o jedną z zakurzonych maszyn drukarskich obserwowałem skrępowane, roznegliżowane dziewczyny siedzące na podłodze i cicho kwilące. Niektóre były naprawdę piękne, jednak kompletnie nic nie warte w tym momencie. Oblizałem usta i splunąłem widząc nadchodzącego mężczyznę. W ręku niósł to na co czekałem od pewnego czasu.

Nawet nie zerkając na papiery wsunąłem je do kieszeni kurtki, ostatni raz zerkając na dziewczyny i dając znak, że mogą je zabrać ruszyłem w stronę wyjścia. Nie rozglądając się zbytnio uśmiechnąłem się pod nosem, będąc pewnym, że znowu się udało.

 Zgubne jednak było moje myślenie. Z chwilą gdy dotknąłem klamki, po drugiej stronie magazynu nastąpił wybuch, a kobiety, wraz z całą moją ekipą stanęli w ogniu. Stek przekleństw, które cisnęły mi się do ust stłumił huk zawalającego się sufitu hali. Języki ognia rozprzestrzeniały się w szaleńczym tempie. Bez zastanowienia wyszedłem nie oglądając się za siebie, nie mogłem już im pomóc.

Na zewnątrz nie było żywej duszy, tak jakby ktoś podłożył ładunek i zniknął. Profesjonaliści tak nie robią. Trzymając broń w pogotowiu postanowiłem okrążyć budynek. Zostałem sam, a samochody były na parkingu, po drugiej stronie. Rozglądając się uważnie ignorowałem huk kolejnych ścian, które waliły się na siebie. Ostrożnie podszedłem do końca budynku i wychyliłem się delikatnie na drugą stronę, przylegając plecami do ściany. Nie widząc żywej duszy zrobiłem krok w stronę samochodów, chcąc jak najszybciej opuścić to piekielne miejsce. Ostatnie co usłyszałem przed strzałem to rosyjski rozkaz.

- Этот молодой Серый, убить его .*

* „To młody Grey, zabij go!”


Prywatna Klinika „La Saint-Valentin” w Paryżu
`perspektywa Marthy


Obudziłam się z bólem głowy, jednak było o wiele lepiej niż kilka dni wcześniej. Rozejrzałam się po sali szukając wzrokiem ukochanego. Na próżno, nie było go obok, ani za oknem na korytarzu. Westchnęłam cicho rozczarowana i zerknęłam na aparaturę do której byłam podłączona. Wszystko wskazywało na to, że jest ze mną coraz lepiej.

Spojrzałam ponownie na pusty fotel, na którym ostatni raz widziałam Nathana. Mimo tego, że wiedziałam jaką ma prace i po prostu może musiał coś załatwić, niepokój jaki poczułam był nie do zniesienia. Po omacku sięgnęłam na swoją szafkę nocną i nie wyczuwając na niej telefonu niechętnie przeniosłam wzrok na kartkę, którą przez przypadek zrzuciłam na ziemię. Powoli, by nie odłączyć żadnego z kabli, do których byłam przywiązana ujęłam w dłonie kartkę.

W ułamku sekundy rozpoznałam pismo, którym była zapisana, a moje serce na moment zamarło. Przeczytałam treść listu raz.. Drugi i znowu. Powtarzając po cichu każde słowo. Z każdą chwilą zostawało mnie coraz mniej. Kawałeczki mojego serca i duszy rozpłynęły się wraz z moimi łzami pomieszanymi z tuszem na kartce. Z trudem łapiąc powietrze wbiłam głowę w poduszkę kierując swój wzrok na sufit.

Mokra od łez, z bezsilności wbiłam paznokcie w swoje nadgarstki odpinając aparaturę, która zaczęła wydawać piskliwe dźwięki. Niepewnie podniosłam się z łóżka, chcąc jak najszybciej zniknąć, gdzieś gdzie nie będzie nikogo. Wtedy w drzwiach zobaczyłam niewielką postać, dziewczyna w czarnym płaszczu, która natychmiast objęła mnie, widząc jak się chwieję. Próbowałam ją odepchnąć, ale nie byłam na tyle silna. Przez natłok emocji i łzy w oczach, dopiero po dłuższej chwili rozpoznałam w niej Beth. Jedyne co zdołałam wyszeptać to dwa słowa.

- Zostawił mnie..


`perspektywa Elizabeth


Długo rozważałam, co powiem Marcie, bo właściwie jak do cholery powiedzieć jej, że ktoś kto jest całym jej światem odchodzi. Spacer po starych uliczkach Paryża rozwiązał wszelkie wątpliwości. Musiałam przy niej być, cokolwiek by się nie działo.  

Nasza relacja z Marthą nigdy nie była prosta, gdy się poznałyśmy właściwie nie zwróciłyśmy na siebie większej uwagi. Kilka wspólnych wieczorów, drinków, imprez do rana. Nigdy nie sądziłam, że przyjaźń może zrodzić się właśnie z takich epizodów. W naszym przypadku tak się stało. Byłam przy niej zawsze, nawet gdy wprost mówiła mi, że mnie nie chce. Wtedy, gdy udało mi się zburzyć mur, który wokół siebie stawiała spędzałyśmy długie godziny na ocieraniu łez i śmianiu się z naszych życiowych problemów. Czy się kłócimy? Tak i to cholernie często, ale to nie dlatego, że się nienawidzimy, tylko dlatego, że się kochamy. Przyjaźń to nie głaskanie po głowie i popieranie złych decyzji. Dlatego przetrwamy wszystko, nawet jeśli kompletnie się różnimy.

Kiedy znalazłam salę, w której się znajdowała, stanęłam w progu, by upewnić się, że nie śpi. Pierwsze co ujrzałam, to puste łóżko, a kilka metrów dalej niepotrafiącą utrzymać się na własnych nogach przyjaciółkę. Mimo jej protestów objęłam ją, bojąc się, że upadnie. Wbrew jej słabym próbom wyrwania się doprowadziłam ją do łóżka, gdzie usiadłam razem z nią. Od razu wiedziałam, że dziewczyna wie o Styles`ie. Nikt inny nie doprowadzał jej do takiego stanu.

Słysząc jej szept, objęłam ją mocniej równocześnie zauważyłam kartkę, którą ściskała w dłoniach, prawie ją drąc. Powoli i delikatnie rozluźniłam jej palce szepcząc uspokajające słowa do jej ucha. Dziewczyna w końcu odpuściła, a ja mogłam przeczytać to co było napisane na kartce.  

Skrzywiłam się czytając idealnie ujęte w słowa kłamstwa, które zostawił chłopak w liście. Zirytowana, spojrzałam na pogrążoną w rozpaczy kobietę, która uwierzyła w porzucenie z powodu braku miłości. Wiedział jak złamać jej serce.

Uniosłam wzrok na pielęgniarkę, która widząc nas obie burknęła coś pod nosem na temat aparatury, którą Martha najwidoczniej zerwała. Odsunęłam się robiąc jej miejsce, jednak byłam świadoma tego, że to nie podtrzymuje już dziewczyny przy życiu. Ona nie potrzebowała leków, specjalistycznego sprzętu i lekarzy.


Potrzebowała Jego..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz