„I wanna sleep next to you
But that’s all I wanna do right now
And I wanna come home to you
But home is just a room full of my safest sounds”
But that’s all I wanna do right now
And I wanna come home to you
But home is just a room full of my safest sounds”
Dom na przedmieściach Paryża
` perspektywa Marthy
Po
całej nieprzespanej nocy nie miałam siły dosłownie na nic. Mogłabym pójść spać
już przy drzwiach, na drewnianej podłodze, nawet nie pozbywając się butów. Jednak
ostatkami sił udało mi się dojść do sypialni, zdjąć z siebie wszystkie ubrania
i położyć wprost na najmiększym materacu jaki udało mi się kiedyś znaleźć w
meblowym. Dawniej nie męczyłam się tak szybko. Kilka nieprzespanych nocy z
rzędu, spanie po dwie godziny. Wszystko to potrafiłam przetrwać. Teraz czułam
się jak staruszka. Ciąża to sama radość, tak? Gdybym była przeciętną matką, moi
bliscy zapewnili by mi spokój i odpoczynek. Jednak nie mogłam im na to
pozwolić. Nie znałam osoby, która dałaby radę z klubem nie znając go od
poszewki. Wiedząc którzy klienci mogą sprawiać kłopoty, a którzy nie, byłam w
stanie utrzymać klub w równowadze. Mimo chwilowych wzlotów i upadków na moim
koncie zawsze było pełno i nie musiałam się martwić o nadchodzące jutro.
Odbiłam
się od dna, do którego właśnie miałam wrócić. The undying soul, to cała moja
przeszłość i cała moja przyszłość, jak się okazuje. Jeżeli kiedykolwiek
łudziłam się, że zostawiłam to wszystko za sobą, to grubo się myliłam. Dając
się wciągnąć Styles`owi narażałam już nie tylko własne życie, ale również życie
mojego dziecka, ale… Nie miałam wyjścia. Teraz mogę się jedynie modlić.
Pomimo
obaw, które siedziały mi w głowie, udało mi się zasnąć na parę godzin. Gdy się
obudziłam za oknem znów było ciemno. Powoli wstałam z łóżka i przemknęłam do
łazienki by wziąć szybki prysznic dla rozbudzenia. Dokładnie się namydliłam, a
potem spłukałam wszystko najszybciej jak mogłam. Wytarłam się pobieżnie miękkim
ręcznikiem i boso, otulona moim ulubionym szlafrokiem wróciłam do sypialni
zatrzymując się dopiero przed drzwiami garderoby. Powoli je rozsunęłam i
weszłam do środka, z wyuczoną ignorancją mijając pudełko z suknią ślubną, którą
kiedyś podarowała mi pewna kobieta, zaraz przed swoją własną śmiercią.
Początkowo bardzo sentymentalnie traktowałam ten kawałek materiału, z czasem
nauczyłam się, że do rzeczy i ludzi, nie warto się przywiązywać. Tak więc, gdy
dotarłam do półki z koszulami, wybrałam najprostszą białą, z głębokim dekoltem.
Następnie chwyciłam ulubione jeansy i obowiązkowo czarny, koronkowy biustonosz
szyty na miarę. Kiedy byłam już ubrana, wsunęłam stopy w ulubione, klasyczne
szpiki i nie zawracając sobie głowy makijażem wyszłam z domu.
Nim
zdążyłam dojść do garażu i zaparkowanego w nim samochodu, mój cały misterny
plan spędzenia dnia poza miastem legł w gruzach, ponieważ tuż przy ogrodzeniu
zauważyłam Marine. Najwyraźniej dopiero przyjechała, bo stojący za nią samochód
miał wciąż włączony silnik.
- Wiem co chcesz powiedzieć, więc lepiej nie
mów. – krzyknęła w moją stronę zakładając ręce na piersiach.
- Nie denerwuj się na Styles`a. Jesteście w
rozsypce, potrzebujecie mnie. – mruknęłam niechętnie podchodząc do kobiety.
- Oh, to nie on w tej sytuacji najbardziej
mnie zirytował swoją głupotą.. Dziś wygrywa.. werbel proszę… Panna Petrova..
- Jak wyjdziecie na prostą, odejdę. Marine,
dam sobie radę, zawsze dawałam. – westchnęłam i musnęłam jej policzek na
przywitanie.
- Gdyby nie ciąża dostałabyś po dupie. –
szepnęła, a w kąciku jej ust pojawił się delikatny uśmiech zniekształcający
nieco jej srogą minę.
- Nie wątpię… Może kawa na mieście Cię
udobrucha?
- Igrasz z ogniem… ale i tak musimy pogadać,
więc wsiadaj.
Kawiarnia niedaleko Wieży Eiffla,
Paryż
Po
około czterdziestu minutach byłyśmy już na miejscu. Mimo faktu, iż kawiarnia do
której trafiłyśmy była bardzo popularna, to zawsze mogłyśmy liczyć na wolny
stolik, dzięki mojej starej znajomości z właścicielem lokalu. Przytulne
wnętrze, wygodne kanapy, kwiatowe zapachy i cicha francuska muzyka nadawały
temu miejscu niesamowity klimat, do którego chciało się powracać. Ponieważ
odrobinę bałam się rozmowy z Marine, neutralny kawiarniany grunt był idealny na
poważną rozmowę. W domu rzeczywiście mogłoby dojść do rękoczynów i
niekontrolowanych krzyków.
Ja
zamówiłam zieloną herbatę, ona kawę wraz z ciastkiem, które jak zwykle
zjadałyśmy na pół. Po kilku, nic nie znaczących minutach rozmowy o niczym
chrząknęłam i szepnęłam jakby sama do siebie.
- Trochę się obawiam, Marine…
- Nie zrozum mnie źle. Nie wątpię w Twoje
umiejętności, po prostu się obawiam, ponieważ zawsze idziesz na całość i… Gdyby
coś Ci się stało… Nawet nie chcę o tym myśleć.
- Obiecuję brać jak najmniej zleceń, no i
przed porodem trochę odpuścić, ale do tego jeszcze mnóstwo czasu. –
szepnęłam wiedząc, że mówiąc to okłamuję nie tylko Marine, ale i samą siebie.
Petrova nie brała zwolnień.
- Nigdy nie odtrącaj mojej pomocy i słuchaj
moich rad, a obejdzie się bez niepotrzebnych zgonów. – zaśmiała się nerwowo
Mar i uścisnęła moją dłoń nad stolikiem.
Zawsze
mogłam na niej polegać, przez lata chyba tylko to się nie zmieniło.
` perspektywa Alexandra
Przez
cały dzień próbowałem wydobyć z siostry co się z nią działo przez tyle godzin.
Jednak jak to ona, uparcie kłamała, że zasnęła w Klubie nie mając już siły by
wrócić do hotelu. Nie chcąc się z nią kłócić udałem, że kupiłem jej bajeczkę,
tak jak to robiłem gdy byliśmy mniejsi, a z mojego portfela ubywało drobniaków.
Była wyraźnie z czegoś zadowolona, ale nie chciała się tym dzielić ze starszym
bratem. Trudno.
Ona
także zauważyła moje zamyślenie, gdy prawie wszedłem na słup oświetleniowy po
środku ulicy. Wtedy zapytałem ją o kobietę, którą spotkałem nad ranem. Jednak
mój opis nie był bardzo szczegółowy. Słowo piękna, było zbyt słabo różnicujące
i nawet moja siostra, nie potrafiła pomóc mi w odgadnięciu o kogo mogło
chodzić. Przez Klub przewijało się dużo ludzi, więc piękna kobieta nie była
nikim nadzwyczajnym.
Spędzając
czas na spacerze po mieście miłości starałem się zapomnieć o niej. Wieża Eiffla
zrobiła na mnie ogromne wrażenie, tak jak za każdym razem. Zresztą, wiele ludzi
podzielało moje zdanie, bo za każdym razem kłębiło się tu mnóstwo turystów z
całego świata. Po kilku godzinach Amy tupnęła nogą niczym mała dziewczyna i zażądała
kawy. Ta mała złośnica od zawsze dostawała ode mnie to czego chciała. Tym razem
nie było więc inaczej.
Kiedy
znalazła drogę do ulubionej kawiarni, zaciągnęła mnie tam i nikt, ani nic nie
mogło powstrzymać tej dziewczyny. Jak się okazało, na stolik trzeba było
czekać, więc zostawiając mnie samego w kolejce wstąpiła do pobliskiego sklepu
by po powrocie sprezentować mi słownik francuski dla początkujących.
- Poważnie myślisz, że gdy Ty będziesz
pracowała w klubie, ja będę się uczył francuskiego? – prychnąłem kręcąc
głową szczerze rozbawiony.
- Oh, wiem, że wolałbyś seksowną panią korepetytorkę,
ale obawiam się, że efekty by mnie nie zadowoliły…
- Ale mnie na pewno, siostrzyczko…
Wciąż
się śmiejąc weszliśmy do środka lokalu idąc za kelnerem, który prowadził nas do
naszego stolika. Gdy kolejni ludzie odwracali za nami głowy zdusiliśmy w sobie
rozbawienie i zajęliśmy nasze miejsca. Patrząc zdezorientowany na kartę, która
w całości była po francusku jęknąłem cicho i spojrzałem na Amy.
- Kupiłaś ten słownik, żebym sobie tu poradził
prawda?
- Nie, chciałam żebyś miał zajęcie na wieczór,
ale widzę, że mój prezent jest bardzo udany. Zamówię za Ciebie, ciamajdo.
Po
dziesięciu minutach przed nami leżało nasze zamówienie i dopiero wtedy udało
się zrozumieć dlaczego staliśmy tak długo w kolejce do tego miejsca. Kawa
smakowała niesamowicie, a dawka kofeiny w niej zawarta okazała się zbawienna po
tylu godzinach tułaczki po paryskich ulicach.
Co chwilę wybuchaliśmy nieprzyzwoitym śmiechem, więc uświadomiłem sobie
po raz kolejny jak dobrze mieć siostrę blisko siebie.
Między
kolejnym łykiem kawy poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Amy chwile
wcześniej wyszła do toalety, więc siedziałem sam. Odkładając filiżankę na spodek odwróciłem głowę.
- Przepraszam Pana, ale chciałybyśmy przejść,
a jest tu bardzo ciasno.– usłyszałem zdecydowany kobiecy głos, który
najwyraźniej nie znosił sprzeciwu.
- Oczywiście, nie ma problemu. – mruknąłem
podnosząc się z miejsca, by przesunąć fotel.
Wtedy
znów ją zobaczyłem, stała za plecami kobiety, która zwróciła moją uwagę. Nie
patrzyła w moją stronę, tylko sprawdzała coś w telefonie z delikatnym uśmiechem
na ustach. Od rana zmieniło się w niej jedynie to, że chyba była wypoczęta i
mniej zagubiona. Nie wiedziałem co zrobić więc jedynie ustąpiłem miejsca licząc
na to, że kobieta sama uniesie wzrok znad ekranu. Tak się jednak nie stało i
gdy kilka minut później wróciła Amy, ja wciąż stałem wpatrując się w drzwi
lokalu za którymi ona mi umknęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz