sobota, 24 października 2015

~Rozdział 9.

„I wanna sleep next to you
But that’s all I wanna do right now
And I wanna come home to you
But home is just a room full of my safest sounds”


Dom na przedmieściach Paryża

` perspektywa Marthy


Po całej nieprzespanej nocy nie miałam siły dosłownie na nic. Mogłabym pójść spać już przy drzwiach, na drewnianej podłodze, nawet nie pozbywając się butów. Jednak ostatkami sił udało mi się dojść do sypialni, zdjąć z siebie wszystkie ubrania i położyć wprost na najmiększym materacu jaki udało mi się kiedyś znaleźć w meblowym. Dawniej nie męczyłam się tak szybko. Kilka nieprzespanych nocy z rzędu, spanie po dwie godziny. Wszystko to potrafiłam przetrwać. Teraz czułam się jak staruszka. Ciąża to sama radość, tak? Gdybym była przeciętną matką, moi bliscy zapewnili by mi spokój i odpoczynek. Jednak nie mogłam im na to pozwolić. Nie znałam osoby, która dałaby radę z klubem nie znając go od poszewki. Wiedząc którzy klienci mogą sprawiać kłopoty, a którzy nie, byłam w stanie utrzymać klub w równowadze. Mimo chwilowych wzlotów i upadków na moim koncie zawsze było pełno i nie musiałam się martwić o nadchodzące jutro.
Odbiłam się od dna, do którego właśnie miałam wrócić. The undying soul, to cała moja przeszłość i cała moja przyszłość, jak się okazuje. Jeżeli kiedykolwiek łudziłam się, że zostawiłam to wszystko za sobą, to grubo się myliłam. Dając się wciągnąć Styles`owi narażałam już nie tylko własne życie, ale również życie mojego dziecka, ale… Nie miałam wyjścia. Teraz mogę się jedynie modlić.
Pomimo obaw, które siedziały mi w głowie, udało mi się zasnąć na parę godzin. Gdy się obudziłam za oknem znów było ciemno. Powoli wstałam z łóżka i przemknęłam do łazienki by wziąć szybki prysznic dla rozbudzenia. Dokładnie się namydliłam, a potem spłukałam wszystko najszybciej jak mogłam. Wytarłam się pobieżnie miękkim ręcznikiem i boso, otulona moim ulubionym szlafrokiem wróciłam do sypialni zatrzymując się dopiero przed drzwiami garderoby. Powoli je rozsunęłam i weszłam do środka, z wyuczoną ignorancją mijając pudełko z suknią ślubną, którą kiedyś podarowała mi pewna kobieta, zaraz przed swoją własną śmiercią. Początkowo bardzo sentymentalnie traktowałam ten kawałek materiału, z czasem nauczyłam się, że do rzeczy i ludzi, nie warto się przywiązywać. Tak więc, gdy dotarłam do półki z koszulami, wybrałam najprostszą białą, z głębokim dekoltem. Następnie chwyciłam ulubione jeansy i obowiązkowo czarny, koronkowy biustonosz szyty na miarę. Kiedy byłam już ubrana, wsunęłam stopy w ulubione, klasyczne szpiki i nie zawracając sobie głowy makijażem wyszłam z domu.
Nim zdążyłam dojść do garażu i zaparkowanego w nim samochodu, mój cały misterny plan spędzenia dnia poza miastem legł w gruzach, ponieważ tuż przy ogrodzeniu zauważyłam Marine. Najwyraźniej dopiero przyjechała, bo stojący za nią samochód miał wciąż włączony silnik.


- Wiem co chcesz powiedzieć, więc lepiej nie mów. – krzyknęła w moją stronę zakładając ręce na piersiach.
- Nie denerwuj się na Styles`a. Jesteście w rozsypce, potrzebujecie mnie. – mruknęłam niechętnie podchodząc do kobiety.
- Oh, to nie on w tej sytuacji najbardziej mnie zirytował swoją głupotą.. Dziś wygrywa.. werbel proszę… Panna Petrova..
- Jak wyjdziecie na prostą, odejdę. Marine, dam sobie radę, zawsze dawałam. – westchnęłam i musnęłam jej policzek na przywitanie.
- Gdyby nie ciąża dostałabyś po dupie. – szepnęła, a w kąciku jej ust pojawił się delikatny uśmiech zniekształcający nieco jej srogą minę.
- Nie wątpię… Może kawa na mieście Cię udobrucha?
- Igrasz z ogniem… ale i tak musimy pogadać, więc wsiadaj.


Kawiarnia niedaleko Wieży Eiffla, Paryż


Po około czterdziestu minutach byłyśmy już na miejscu. Mimo faktu, iż kawiarnia do której trafiłyśmy była bardzo popularna, to zawsze mogłyśmy liczyć na wolny stolik, dzięki mojej starej znajomości z właścicielem lokalu. Przytulne wnętrze, wygodne kanapy, kwiatowe zapachy i cicha francuska muzyka nadawały temu miejscu niesamowity klimat, do którego chciało się powracać. Ponieważ odrobinę bałam się rozmowy z Marine, neutralny kawiarniany grunt był idealny na poważną rozmowę. W domu rzeczywiście mogłoby dojść do rękoczynów i niekontrolowanych krzyków.
Ja zamówiłam zieloną herbatę, ona kawę wraz z ciastkiem, które jak zwykle zjadałyśmy na pół. Po kilku, nic nie znaczących minutach rozmowy o niczym chrząknęłam i szepnęłam jakby sama do siebie.


- Trochę się obawiam, Marine…
- Nie zrozum mnie źle. Nie wątpię w Twoje umiejętności, po prostu się obawiam, ponieważ zawsze idziesz na całość i… Gdyby coś Ci się stało… Nawet nie chcę o tym myśleć.
- Obiecuję brać jak najmniej zleceń, no i przed porodem trochę odpuścić, ale do tego jeszcze mnóstwo czasu. – szepnęłam wiedząc, że mówiąc to okłamuję nie tylko Marine, ale i samą siebie. Petrova nie brała zwolnień.
- Nigdy nie odtrącaj mojej pomocy i słuchaj moich rad, a obejdzie się bez niepotrzebnych zgonów. – zaśmiała się nerwowo Mar i uścisnęła moją dłoń nad stolikiem.

Zawsze mogłam na niej polegać, przez lata chyba tylko to się nie zmieniło.

` perspektywa Alexandra


Przez cały dzień próbowałem wydobyć z siostry co się z nią działo przez tyle godzin. Jednak jak to ona, uparcie kłamała, że zasnęła w Klubie nie mając już siły by wrócić do hotelu. Nie chcąc się z nią kłócić udałem, że kupiłem jej bajeczkę, tak jak to robiłem gdy byliśmy mniejsi, a z mojego portfela ubywało drobniaków. Była wyraźnie z czegoś zadowolona, ale nie chciała się tym dzielić ze starszym bratem. Trudno.
Ona także zauważyła moje zamyślenie, gdy prawie wszedłem na słup oświetleniowy po środku ulicy. Wtedy zapytałem ją o kobietę, którą spotkałem nad ranem. Jednak mój opis nie był bardzo szczegółowy. Słowo piękna, było zbyt słabo różnicujące i nawet moja siostra, nie potrafiła pomóc mi w odgadnięciu o kogo mogło chodzić. Przez Klub przewijało się dużo ludzi, więc piękna kobieta nie była nikim nadzwyczajnym.
Spędzając czas na spacerze po mieście miłości starałem się zapomnieć o niej. Wieża Eiffla zrobiła na mnie ogromne wrażenie, tak jak za każdym razem. Zresztą, wiele ludzi podzielało moje zdanie, bo za każdym razem kłębiło się tu mnóstwo turystów z całego świata. Po kilku godzinach Amy tupnęła nogą niczym mała dziewczyna i zażądała kawy. Ta mała złośnica od zawsze dostawała ode mnie to czego chciała. Tym razem nie było więc inaczej.
Kiedy znalazła drogę do ulubionej kawiarni, zaciągnęła mnie tam i nikt, ani nic nie mogło powstrzymać tej dziewczyny. Jak się okazało, na stolik trzeba było czekać, więc zostawiając mnie samego w kolejce wstąpiła do pobliskiego sklepu by po powrocie sprezentować mi słownik francuski dla początkujących.


- Poważnie myślisz, że gdy Ty będziesz pracowała w klubie, ja będę się uczył francuskiego? – prychnąłem kręcąc głową szczerze rozbawiony.
- Oh, wiem, że wolałbyś seksowną panią korepetytorkę, ale obawiam się, że efekty by mnie nie zadowoliły…
- Ale mnie na pewno, siostrzyczko…


Wciąż się śmiejąc weszliśmy do środka lokalu idąc za kelnerem, który prowadził nas do naszego stolika. Gdy kolejni ludzie odwracali za nami głowy zdusiliśmy w sobie rozbawienie i zajęliśmy nasze miejsca. Patrząc zdezorientowany na kartę, która w całości była po francusku jęknąłem cicho i spojrzałem na Amy.


- Kupiłaś ten słownik, żebym sobie tu poradził prawda?
- Nie, chciałam żebyś miał zajęcie na wieczór, ale widzę, że mój prezent jest bardzo udany. Zamówię za Ciebie, ciamajdo.


Po dziesięciu minutach przed nami leżało nasze zamówienie i dopiero wtedy udało się zrozumieć dlaczego staliśmy tak długo w kolejce do tego miejsca. Kawa smakowała niesamowicie, a dawka kofeiny w niej zawarta okazała się zbawienna po tylu godzinach tułaczki po paryskich ulicach.  Co chwilę wybuchaliśmy nieprzyzwoitym śmiechem, więc uświadomiłem sobie po raz kolejny jak dobrze mieć siostrę blisko siebie.
Między kolejnym łykiem kawy poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Amy chwile wcześniej wyszła do toalety, więc siedziałem sam.  Odkładając filiżankę na spodek odwróciłem głowę.


- Przepraszam Pana, ale chciałybyśmy przejść, a jest tu bardzo ciasno.– usłyszałem zdecydowany kobiecy głos, który najwyraźniej nie znosił sprzeciwu.
- Oczywiście, nie ma problemu. – mruknąłem podnosząc się z miejsca, by przesunąć fotel.



Wtedy znów ją zobaczyłem, stała za plecami kobiety, która zwróciła moją uwagę. Nie patrzyła w moją stronę, tylko sprawdzała coś w telefonie z delikatnym uśmiechem na ustach. Od rana zmieniło się w niej jedynie to, że chyba była wypoczęta i mniej zagubiona. Nie wiedziałem co zrobić więc jedynie ustąpiłem miejsca licząc na to, że kobieta sama uniesie wzrok znad ekranu. Tak się jednak nie stało i gdy kilka minut później wróciła Amy, ja wciąż stałem wpatrując się w drzwi lokalu za którymi ona mi umknęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz