sobota, 17 października 2015

~Rozdział 8.

„Scarlett, mało mam

Przestrzeni i oddechu

Mało mam

Scarlett, mało mam

przez ciebie brak spokoju w sobie mam”



Paryż, Montmartre- niedaleko Moulin Rogue – Klub Nocny Mystery


` perspektywa Alexandra


Droga do klubu nie była zbyt skomplikowana, nawet na kacu. Gdy prawie nic nie pamiętając obudziłem się nad ranem w hotelu, po dłuższej chwili odkryłem, gdzie byłem poprzedniej nocy i postanowiłem tam wrócić, ponieważ mimo iż była już dziesiąta mojej siostry wciąż nie było ze mną. Po pięciu nieodebranych telefonach otrzeźwiałem na tyle by włożyć nogi w buty i wyjść pospiesznie na zewnątrz. Znajdując się na ulicy złapałem pierwszą lepszą taksówkę i posługując się łamanym francuskim przekazałem kierowcy gdzie chcę dotrzeć. Problem zaczął się w momencie, kiedy zdałem sobie sprawę z faktu, że portfel został tam gdzie go w nocy pozostawiłem, czyli na szafce nocnej. Natychmiast przyznałem się do tego kierowcy i przepraszając wysiadłem gdzieś po środku zatłoczonej ulicy. Zdany na samego siebie i mapę w telefonie ruszyłem w kierunku, który nic mi nie mówił.
Próbując opanować ból głowy skupiłem się jedynie na fakcie, że idę. Gdybym dopuścił do siebie myśl o Amy, która była niewiadomo gdzie moja głowa mogłaby eksplodować. Strategia okazała się dobra, bo po półgodzinnym spacerze stanąłem pod budynkiem klubu. W porównaniu z poprzednim wieczorem było tu pusto, brak kilometrowej kolejki do wejścia robił różnicę. Gdy przekroczyłem próg zmrużyłem oczy próbując przyzwyczaić się do panującego w środku półmroku. Wciąż jeszcze grała cicho muzyka, lecz nikt już nie siedział w lożach i przy barze. Po wczorajszej imprezie nie było nawet śladu.
Wtedy zobaczyłem Ją. 

Stała w cieniu filaru, kilka metrów ode mnie. Chyba mnie nie widziała, ponieważ delikatnie, zmysłowymi ruchami kiwała się do rytmu piosenki. Wokalista dobrze mi znany śpiewał już refren, kiedy zdecydowałem się podejść. Z każdym krokiem coraz lepiej ją widziałem. Po raz pierwszy w moim życiu straciłem nad sobą panowanie. Mimo tego, że jej nie znałem ułożyłem dłonie na jej biodrach wyrywając ją z tego transu, w którym była i zaśpiewałem wraz z piosenkarzem.

- Ty jesteś moją muzą, moją ciszą, moją… - mimo początkowego zaskoczenia, spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami i zawtórowała mi.
- Nie będę myśleć dziś i na jutro to zostawię… -wyszeptała nie przerywając delikatnego kiwania.
- Ty jesteś moją muzą, jesteś moją jutrznią.- zakończyłem wpatrzony w nią, jakby zapominając gdzie i po co tu jestem.

Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że chyba zapomniałem jak się oddycha, bo nabrałem do płuc dosyć dużą ilość tlenu. Brunetka zaśmiała się cicho, chyba będąc równie sparaliżowana co ja. Moje dłonie wciąż znajdowały się na jej biodrach, więc szybko je zabrałem zagryzając mocno dolną wargę.
Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć kobieta odsunęła się o kilka kroków, a w całym klubie zapanowały ciemności. Próbując na ślepo ją odnaleźć moje dłonie napotkały jedynie pojedyncze filary.
Kiedy znów zaświeciły się nieliczne światła kobiety już nie było. Zniknęła, bo popełniłem błąd wypuszczając ją ze swych rąk.


` perspektywa Amy – godzinę wcześniej


Pomimo późnej pory żadna z nas nie miała najwyraźniej ochoty na ruszanie się z miejsca. Dopiero leżąc obok brunetki, na grubym kocu rozłożonym w pośpiechu na drewnianej podłodze zauważyłam jak delikatnie zaokrąglony jest jej brzuch. Nie przeszkadzało mi to.  Nigdy nie myślałam o dzieciach i tym, jak to jest wychowywać się z pełną rodziną. Ten maluch pewnie też nie będzie jej miał, chociaż nie wątpię, że Martha da mu wszystko co najlepsze. Nawet teraz leżąc na plecach i śpiąc, gładziła delikatnie swój brzuch.
Gdzie w tym wszystkim ja? Nie wiem. Do dzisiejszego dnia nie miałam z nią zbyt wiele wspólnego. Martha Petrova, starsza o kilka lat kobieta z władczym charakterem i ciętym językiem. Zdecydowanie najpierw mówiła, potem myślała, ale nigdy przenigdy nie pozwoliłaby innym zranić jej bliskich. Stojąc za barem niejednokrotnie obserwowałam ją, gdy wypraszała osobiście gości, którzy zachowywali się nieodpowiednio, mimo faktu posiadania od tego ludzi z ochrony. Zbyt doświadczona przez życie, by załamywać się pod wpływem złego losu.
Nie chciałam jej budzić, ale wprost nie mogłam się powstrzymać i dotknęłam opuszkami palców jej nagiej skóry w okolicach brzucha. To doświadczenie mogę dodać do listy tych najprzyjemniejszych, wśród których znajduje się czas spędzony w dzieciństwie z kotem, którego przygarnęłam. A mam ogromną obsesję na punkcie tych małych futrzaków, więc teraz było mi… naprawdę dobrze.
Całkowicie skupiona na tym co robię nawet nie zauważyłam, gdy kobieta oblizując powoli swoje spierzchnięte usta zdążyła przesunąć paznokciem po moim ramieniu, zostawiając na mojej skórze delikatne zaczerwienienie. Dopiero jej chrząknięcie sprowadziło mnie na ziemię.

- Od zawsze taka jesteś… Wiecznie nieobecna. – mruknęła kobieta unosząc się na łokciach.
- Nie zauważyłam kiedy się obudziłaś… - wyszeptałam speszona, jakby dopiero dotarło do mnie co obie zrobiłyśmy.
- Nie spałam głęboko, więc Twój pierwszy dotyk zadziałał niczym zimny prysznic, bo masz bardzo zimne dłonie. – zaśmiała się, jednak widząc moje jeszcze większe zawstydzenie usiadła i łapiąc mnie za podbródek ucałowała delikatnie moje wargi. – Muszę coś załatwić więc…
- Martha…- udało mi się wyrwać po chwili obserwowania jej szybkiego ubierania – Co to było.. czy my..?

Kobieta nic nie odpowiedziała, jakby moje słowa wcale nie były przez nią usłyszane. Kiedy ubrana stała już w drzwiach zagryzła mocno dolną wargę i patrząc na mnie z góry szepnęła.

- Nie ma prostej odpowiedzi, ale jeśli czegokolwiek żałujesz pozwolę Ci zapomnieć.




Siedziba `the undying soul, Paryż- po zachodniej części Sekwany

` perspektywa Marine


Paryż był zbyt ciepły tego lata, nikt nie potrafił skupić się na pracy przy takim upale jaki panował na zewnątrz, jak i ukropie wewnątrz budynku. Zaszyfrowana wiadomość o kwocie okupu za Snejka leżała w postaci zgniecionej kartki obok butelki schłodzonej wody mineralnej, po której spływały powoli małe kropelki.
Zapłata okupu oznaczała utratę połowy ludzi, na których nie byłoby nas już stać, a co za tym idzie paraliż akcji na dłuższy czas. Przynajmniej do czasu, gdy odbilibyśmy się od dna. Snejk znaczył dla nas wiele i był wart sumy, jaka widniała na tej cholernej kartce, ale to na moich barkach spoczywała decyzja, co zrobimy dalej. Styles gdzieś zniknął i od kilku godzin nie odbierał telefonu, tak samo jak jego brat lubił pozostawiać wszystkie problemy na mojej głowie. Zero wsparcia. Mogłam na nich liczyć tylko wtedy, gdy prowadzili akcję. W tym byli bezbłędni i może tylko dlatego wciąż ich tu tolerowaliśmy… Poprawka Fox uciekł, więc jego już nie musimy. Jednak trudno mi się zdecydować, czy to dobrze, czy źle.
Moje rozmyślania przerwał telefon. Gdy zobaczyłam na wyświetlaczu numer Beth westchnęłam głęboko i zaakceptowałam połączenie.

- Hej, Beth.. – mruknęłam do słuchawki już na wstępie sygnalizując, że nie mam czasu na bezsensowne pogaduszki.
- Spokojnie Fitzpatrick. Muszę powiedzieć Ci coś ważne…
- Oby naprawdę takie było. – wtrąciłam nim kobieta skończyła mówić.
- Nie przerywaj mi cholero jedna! – burknęła buntowniczo do słuchawki Elizabeth, bo nienawidziła, gdy ktoś olewał ważne dla niej sprawy – Chodzi o Marthę, wróciła i możesz mi powiedzieć dlaczego jej na to pozwalasz?
- Petrova? Niby jakim cudem, przecież ona… Styles. –syknęłam i rozłączyłam się rzucając telefonem o biurko.

Odkrywając dlaczego od kilku godzin nie miałam kontaktu z Harrym wypadłam z gabinetu niczym burza kierując się w stronę wyjścia. Łajdak mnie unikał, tylko dlatego, że wiedział iż nie zaakceptuję powrotu Petrovej, nie w jej stanie. Jego brat, powiesił by go za to , a on tak lekkomyślnie właśnie poświęcił jej życie wciągając ją powrotem do tego bagna.
Kiedy byłam już przy wyjściu rzuciłam w stronę zaufanego współpracownika rachunek z poleceniem przelewu. Nie mogłam się dłużej zastanawiać nad Snejkiem. Petrova była o wiele większym problemem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz