poniedziałek, 7 kwietnia 2014

~Rozdział 3.

"Kiss me hard before you go
Summertime sadnesss
I just wanted you to know
That baby, you the best"

Prywatna Klinika „La Saint-Valentin” w Paryżu
`perspektywa Nathana

Wpatrywałem się w nią, gdy spała mimo tego, że powinienem już dawno wylatywać do Rosji. Tak trudno było mi ją zostawiać teraz samą. Potrzebowała mnie tak jak ja ją i to nie podlegało dyskusji. Jednak gdybym został we Francji to i tak mogłaby mnie widywać. Jedynie za kratkami raz na miesiąc. Ucieczka, to jedyne wyjście. Bynajmniej to starałem się sobie samemu wmówić.
Słysząc jej cichutki jęk w pierwszej chwili uniosłem dłoń by pogłaskać ją po policzku, zrezygnowałem jednak z tego kładąc dłoń na jej brzuchu. Jej oddech się wyrównał i tylko jak zawsze zamruczała cicho przez sen. Mimowolnie moje kąciki ust uniosły się do góry. Ucałowałem jej skroń i cicho westchnąłem zerkając na aparaturę, do której była podłączona. Tu była bezpieczna, a Paryż to jej dom i przyjaciele, na których zawsze mogła liczyć.
Powoli wstałem z łóżka i ostatni raz pochyliłem się nad ukochaną próbując nauczyć się jej na pamięć, jakby to miało zmniejszyć tęsknotę, którą już odczuwałem. Delikatnie musnąłem ustami jej rozchylone wargi, szepcząc jednocześnie obietnicę.
-Wszystko będzie dobrze i wrócę do Ciebie.. Kocham Cię, Petrova.

*pół godziny później*
Paryż, Montmartre- niedaleko Moulin Rouge, Klub Nocny Mystery

-Tak, kurwa wiem, że miałem już być gdzieś nad Ukrainą, ale nie jestem i gówno Ci do tego, Aristow. –syknąłem do słuchawki zirytowany parkując precyzyjnie jedną ręką pod klubem.

                                                  Męski głos wciąż jeszcze wydobywał się z telefonu, gdy rzuciłem nim o siedzenie. Oparłem łokcie o kierownicę, próbując się uspokoić. Nie mogłem sobie pozwolić na chwilę zawahania, nawet na moment. Zerknąłem na urządzenie, które leżało teraz porzucone przeze mnie. Po zakończonej rozmowie wciąż widoczna była tapeta,  którą ona mi ustawiła. Zdjęcie, które zrobiono nam w Wenecji, do której pojechaliśmy zaraz po naszym poznaniu. Prostując się na siedzeniu ująłem w dłoń telefon patrząc na zdjęcie. Wtedy oboje mało jeszcze o sobie wiedzieliśmy, ale mimo to uczucie, które wtedy nas połączyło było silniejsze niż jakiekolwiek inne. Kiedy tapeta zniknęła, a w jej miejscu pojawił się zwykły, czarny ekran, wsunąłem telefon do kieszeni i wysiadłem z samochodu starając się zapomnieć o wszystkim. Miłość, która kotłowała się we mnie od kiedy ją poznałem kosztowała nas oboje zbyt wiele..

Mimo wczesnej godziny, pod klubem kręciło się już kilku mężczyzn i ukazujących im swe wdzięki, kobiet. Minąłem ich wchodząc do środka przez obszerne drzwi lokalu. Spiesząc się podszedłem do baru i objąłem w pasie drobną brunetkę, jednocześnie muskając na powitanie jej policzek uśmiechnąłem się nerwowo.

-Beth..- przywitałem się, oblizując spierzchnięte usta i siadając na krześle obok niej nie zwracając uwagi na nikogo więcej.

-Nate.. Nie rozumiem po co mnie tu ściągasz, mogliśmy spotkać się w klinice i tak zamierzałam odwiedzić Marthę. –powiedziała dziewczyna patrząc na mnie zaintrygowanym wzrokiem. Dopiero po chwili zorientowała się po moim wyrazie twarzy, że to nie zwykłe spotkanie przyjaciół. – Styles, mów co się stało, coś z nią? Z dzieckiem?- dodała ciszej przybliżając się do mnie i kładąc dłoń na moim przedramieniu.

-Jedź ze mną do Rosji..-poprosiłem patrząc na dziewczynę, która tylko zmarszczyła brwi i wybuchła nerwowym śmiechem.

-Chyba sobie żartujesz, zabierasz Marthę w sam środek mafijnych porachunków i myślisz, że pojadę, żeby mieć was oboje na sumieniu? Teraz to już waszą trójkę..- prychnęła patrząc na mnie jak na wariata.
-Martha zostaje, to ja wyjeżdżam. – powiedziałem półszeptem obracając w palcach tekturową podstawkę na piwo.
Dziewczyna syknęła cicho i pokręciła głową, jakby nie wierzyła w to co usłyszała. Po chwili, jednak dotarło do niej to co powiedziałem.
-Jesteś tchórzem.. Ona Cię teraz potrzebuje, ona i wasze dziecko, nie rozumiesz tego?- syknęła dziewczyna wstając i chcąc odejść. Nie mogąc jej na to pozwolić złapałem ją za nadgarstek uniemożliwiając ucieczkę.

-Zaopiekuj się nimi, Beth.. Proszę tylko o tyle.. – wyszeptałem zrezygnowany i puściłem jej rękę, chcąc odejść. Jednak dziewczyna zatrzymała mnie i przytuliła mocno do siebie.

-Mam nadzieję, że masz dobry powód.. Wracaj do nas szybko. – usłyszałem i po chwili zostałem sam, gdyż dziewczyna zniknęła w tłumie, który zdążył już się zbierać w klubie.

Kierując się do wyjścia złapałem za telefon i wybrałem numer. Przekrzykując muzykę wydałem rozkaz.
-Możecie podłożyć ogień, wszystko już załatwione.

Siedziba `the undying soul, Paryż- zachodnia część Sekwany
`perspektywa Harry’ego

Cokolwiek działo się w tym mieście rozpusty, zawsze miało swoje konsekwencje. Sztuką było zacieranie śladów i zostawianie tropów, które wskazywały na innych. Snejk był w tym niezaprzeczalnym mistrzem. Jeszcze nigdy nie zawiódł, dlatego był dla nas tak cenny.

Kiedy tego wieczoru tak długo nie wracał z akcji, zerknąłem na zegar wiszący na ścianie naprzeciwko i westchnąłem głęboko. Marine siedziała w kącie i jak zwykle przygotowywała kolejną partię żywego towaru do handlu. Zapewne nawet nie kontrolowała ile czasu dziennie spędzała na aranżowaniu każdej akcji. Powoli wstałem z kanapy nie chcąc przeszkadzać dziewczynie i wymknąłem się z pokoju.

Idąc korytarzem wyjąłem z kieszeni małą torebeczkę z białym proszkiem. Mimowolnie się uśmiechając wyszedłem przed budynek siadając na schodach. Od niechcenia rozejrzałem się po okolicy, jednocześnie szukając w spodniach kawałka tektury. Widząc pod opuszczonym budynkiem naprzeciwko czarne BMV, wyprostowałem się i schowałem do kieszeni narkotyk. Uważnie obserwując pojazd automatycznie sprawdziłem czy wciąż miałem przy sobie broń.

Ponieważ Marine była niczego nieświadoma wróciłem do środka. Zastałem ją w tej samej pozycji, w której ją zostawiłem. Dziewczyna nieprzeciętnej urody, widząc moje wzburzenie oderwała się od swojego zajęcia i wstała.

-Tym razem coś poszło nie tak, Mar. Snejk wciąż nie wrócił, a przed siedzibą mamy jakieś czarne BMV. Do kurwy coś musiało się stać..- syknąłem zaciskając dłonie w pięści, ona jednak nie bojąc się mojej agresji ujęła moje policzki w swe dłonie i otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, jednak przerwał jej głos telefonu. Odsunęła się ode mnie i odebrała.

Ktokolwiek to był, nie przyniósł dobrej wiadomości.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz