„The bed`s getting cold and you`re not here
The future that we hold is so unclear
But I`m not alive until you call
And I bet the odd`s against it all”
The future that we hold is so unclear
But I`m not alive until you call
And I bet the odd`s against it all”
Centrum Paryża, wieżowiec
Trzy miesiące wcześniej
` perspektywa Drake`a
Jedyne
czego oczekiwałem od życia to by nie było ono nudne i monotonne. Do dziś moja
prośba zdecydowanie nie była spełniana. Po skończeniu studiów dziennikarskich
każdą chwilę spędzałem w redakcji by po kilku latach dojść do ciepłej posadki
redaktora naczelnego. Przyzwyczajony do otaczającej mnie rutyny zaczynałem
powoli i na swój sposób ją lubić. Otaczałem się tylko ludźmi, na których mogłem
polegać w każdej sytuacji, jednak byłem sam. Samotny na każdy możliwy sposób
rozumienia tego słowa. Nie miałem rodziny, bo rodzice zmarli w wypadku, gdy
miałem dziewiętnaście lat. Nie wierzyłem w miłość, ani w przyjaźń do grobowej deski.
Nie byłem również religijny, chociaż przekonanie, że Bóg nie istnieje również
jest swego rodzaju wiarą. Karma? Oh, gdyby istniała, to wielu bogaczy nie
zdążyło by nacieszyć się swoim majątkiem zarobionym na cudzym nieszczęściu. Wszystko
co dziś miałem zawdzięczałem swojej upartości w dążeniu do celu, tak… To chyba
najlepsze co w sobie mam.
Zegar
nad biurkiem wskazał już dwudziestą, więc miałem zamiar rozpocząć pakowanie swoich
rzeczy do aktówki, z którą się nie rozstawałem. Gdy byłem już prawie gotowy do
wyjścia usłyszałem ciche pukanie w drzwi, które były otwarte, więc wystarczyło
szybkie spojrzenie by przekonać się, kto zawitał do mojego biura.
Nie
spodziewałem się nikogo, więc nieznajoma kobieta była dla mnie dużym
zaskoczeniem. Sekretarka dobrze wiedziała jak cenię sobie czas i nie toleruję
spotkań służbowych po pracy. Zachodząc w głowie kto ją tu wpuścił i czego ode
mnie oczekuje wstałem zza biurka unosząc lekko lewą brew do góry ostatecznie odzywając
się pierwszy.
- Na dziś skończyłem już pracę, więc jeśli to
coś ważnego, proszę przekazać szczegóły mojej sekretarce. – mruknąłem przybliżając
się do blondynki, która najwyraźniej nie słuchała tego co do niej mówię, bo nie
ruszyła się nawet o milimetr.
Kiedy
znalazłem się bliżej dostrzegłem jak zadbaną była kobietą, więc w duchu
zganiłem się za swój ton, ponieważ mogła to być osoba o wiele bardziej wpływowa
ode mnie. Posyłając jej wymuszony uśmiech wziąłem
głęboki oddech i zagryzłem szybko, wręcz machinalnie dolną wargę i spróbowałem
ponownie, bardziej pokojowym głosem.
- Zwykle nie miewam gości o tej porze, proszę
mi wybaczyć, ale naprawdę chciałbym wiedzieć dlacz…
- Drake Petrovy, macie cholernie dobre geny i wprost
proporcjonalnie małe mózgi. –syknęła kobieta, jednocześnie obrażając mnie i
pieprząc o czymś, o czym nie miałem pojęcia.
- Musiała mnie pani z kimś pomylić, jestem
Forbes, Drake Forbes, a teraz proszę wyjść, ponieważ nie była pani umówiona. –
mruknąłem stając tuż przed nią starając się w bardziej kulturalny sposób od
wypchnięcia przekazać jej, że ma wyjść.
- No i tu się mylisz. Może lepiej usiądź, bo
mam dla Ciebie o wiele lepszą historię od tych, które wciskasz codziennie
ludziom w swojej gazetce. – oznajmiła kładąc dłonie na mojej klatce
piersiowej z uśmiechem na ustach, któremu nie potrafiłem zaufać.
Choć
nie wiedziałem kim była, wpuściłem ją dalej, a kiedy uświadomiła mi, że
wszystko o czym sądziłem, że jest prawdą, było tak naprawdę kłamstwem
przeklinając wszystko co miałem, zacząłem nowe życie.
A
i byłbym zapomniał, nie jestem już dziennikarzem.
Siedziba `the undying soul
Teraźniejszość
` perspektywa Snejka
- Dzięki za ratunek, prawie myślałem, że będę
musiał ją zaliczyć. – mruknąłem w stronę Marine, zerkając na równie
rozbawionego Harry`ego.
- Zamknij ryj, błagam… Już żałuję, że
zapłaciłam – syknęła dziewczyna kręcąc głową.
- Co Ty chcesz od chłopaka, przecież mógł
złapać od niej jakiś syf… Różnie bywa. – dorzucił Harry.
- Ktoś mi wytłumaczy, po co do cholery to
nagłe zebranie? – usłyszałem zirytowany ton brunetki, która mrużąc oczy
zerkała raz na mnie, raz na Styles`a.
- Bynajmniej po to jak widać, Martho. –
jęknęła Beth skubiąc frędzle swojego szalika.
- Dobra, nie odzywam się. – uniosłem
dłonie w obronnym geście i spojrzałem na Marine, tak jak wszyscy obecni.
- Kiedy ostatnio kontrolowałaś swojego brata,
Petrova? – zaczęła bez ogródek kobieta – Dziś prawie wpadłam na niego kilka przecznic od Klubu, nie zgadniesz w
jakim doborowym towarzystwie był…
- Nie jestem elektroniczną niańką. Gdybym zbyt
często go inwigilowała, istniałoby zbyt duże prawdopodobieństwo, że
dowiedziałby się, iż istnieję.
- Zbyt małe Twoje zainteresowanie poskutkowało
bardzo dużym zainteresowaniem panny Cameron. Oczywiście istnieje prawdopodobieństwo,
że to czysty przypadek, ale jeśli dobrze wiem Twój brat od trzech miesięcy nie
pojawił się w pracy, więc co do cholery robił na spacerku z nią? –
zrelacjonowała beznamiętnym tonem Marine
wpatrując się w Petrovę.
- Szykuje się zjazd rodzinny, wyśmienicie! –
zadrwił Harry i odpalił papierosa, jakby ta cała sytuacja go nie obchodziła.
- Zagra na nim, to oczywiste. Wie, że jest on
dla Marthy ważny, a ponieważ chłoptaś nie ma pojęcia o prawdzie, mogła mu
sprzedać każdą informację. – mruknąłem po chwili ciszy.
- Naprawię to, przynajmniej spróbuję.-
szepnęła Martha wstając gwałtownie.
- Jak chcesz to zrobić, skoro jest on już w
jej sidłach? – zapytała Beth.
- Po prostu, powiem mu prawdę. Uwierzy, albo
mnie zabije.
Po
tych słowach wyszła, nie zatrzymywana przez nikogo, choć wszyscy mieliśmy
mieszane uczucia co do jej decyzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz